Jest kilka aspektów urodzenia dziecka, które naprawdę mnie cieszą. Pierwszym z nich jest oczywiście samo dziecko ☺ Ale drugie jest chyba jeszcze lepsze: potop, zalew, fala, a nawet tsunami osób, które przetaczają się w przeciągu kilku miesięcy po porodzie przez mój dom. Nie wyobrażam sobie, aby nie pochwalić się synem w pierwszych chwilach jego życia i na szczęście moi znajomi i rodzina nie przynieśli mi  jak dotąd do domu żadnych niemiłych niespodzianek. A mało brakowało…

Pewnego dnia odwiedziła nas para znajomych (bezdzietnych, dodam, bo może to trochę tłumaczy ich zachowanie… ). W chwili, gdy wchodzili, nie wiedziałam, że to spotkanie wryje mi się w pamięć na zawsze… Po wylewnych powitaniach (nie widzieliśmy się dość długo), od razu przystąpili do komplementowania („Nic się nie zmieniliście!” – kochani kłamcy) i przeglądu dóbr. Na koniec przyszła pora na dzieci… Starsza córka sprytnie wywinęła się od głaskania po policzku (szkoła mamusi), ale problem pojawił się, gdy zapragnęli poprzytulać syna. W chwili, gdy ich dłonie zaczęły zmierzać w kierunku Antka, który ufnie spał mi na ramieniu, zaświeciła mi się czerwona lampka:

– A ręce czyste?! – zapytałam.

Chwila konsternacji z ich strony i już wiedziałam: albo myte ostatnio rano albo mają mnie za wariatkę. Tak czy owak: brudne. Żeby załagodzić sytuację, powiedziałam: „Łazienkę mamy tam”. Niestety, nie chcieli jej jakoś zwiedzić. Brać syna na ręce też już nie chcieli. W ogóle niewiele już chcieli i mimo, że bardzo starałam się, aby jakoś zagadać tę niezręczną sytuację (a gadać to ja umiem!), to zamiast słodkiej pogawędki, mieliśmy angielskie gadanie o pogodzie. Coś tam bąkali o budowaniu odporności, ale udałam, że nie słyszę i tak lawirowałam, żeby tylko nie dotknęli mi dziecka…. Czy zrobiłam coś złego?!

Bo nigdy nie wiesz, czy właśnie przed chwilą twój gość nie lepił kotletów mielonych z surowego mięsa i prątki salmonelli właśnie nie są zlizywane z ich rąk przez twojego niemowlaka. Nie wiesz, czy gość nie zajadał się nieświeżą kiełbasą, pogłaskał rączkę twojego dziecka i czy ono właśnie nie opycha się jadem kiełbasianym. Nie wiesz, czy twój kolega w końcu nauczył się myć ręce po wyjściu z toalety albo przyjaciółka nie buszowała przed momentem w ciucholandzie. Czy robię coś złego nie chcąc, by moje dziecko zjadało bakterie, wirusy, prątki, szczątki i inne mikroby, których każdy dorosły ma na rękach miliony? Chyba jako matka mam prawo żądać, aby moi goście myli ręce zanim pogłaszczą mojego niemowlaka?..

Mam znajomą, która jest znacznie bardziej przewrażliwiona na tym punkcie niż ja (tak, można bardziej, choć swoje zdanie na ten temat mam: Choroby brudnych rąk). Od niej nawet dostaniecie mydło na powitanie, i nie dlatego, że pachniecie wczorajszym dniem, ale dlatego, że twierdzi, iż jej dom to jej reguły. Nie zmusza do zjadania swoich obiadków, chwalenia jej domu, głaskania kota czy mówienia, jakie ma grzeczne dzieci. Ale uważa, że do tego jednego każda matka powinna zmusić swojego gościa: umyj najpierw łapy zanim dotkniesz dziecka! Tu się z nią zgadzam i dziwię się, że dla pary moich znajomych (teraz pewnie byłych) nie było to oczywiste.

Niestety, dla nich czasy starożytnego Rzymu wciąż trwają i myślą, że wystarczy obmyć koniuszki palców w misie z zimną wodą. Inni z kolei są tak sprytni, że puszczają jedynie wodę z kranu, odliczają do pięciu i wychodzą dumni, że udało im się oszukać głupią matkę. Kolejni potraktują to jak krytykę i zamiast odgłosu mycia rąk usłyszysz dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. A przecież taka matka, która chce pochwalić się dzieckiem, dać je na chwilę do potrzymania i pogłaskania nie chce nikogo obrazić – ona chce tylko, aby jej dziecko było zdrowe nawet kosztem zadowolenia gościa!  Jaki to wstyd dla owej matki, że musi swoim uwielbianym bliskim czy przyjaciołom przypominać o tym, czego powinni nauczyć się w przedszkolu…

Żadna z matek nie sądzi, że jej dziecko umrze od czyjegoś brudnego dotyku (choć i takie przypadki się zdarzały…), ale to właśnie one, a nie ich goście będą musiały walczyć z wiecznymi infekcjami, których pochodzenia nie dojdzie nawet detektyw Colombo. To one smarują i zwalczają dziecięce afty czy pleśniawki, które bezwiednie ktoś dał w darze ich dziecku. Chyba żadna matka nie będzie wdzięczna za taki prezent, nie mówiąc już o tym, że sezon chorobowo-grypowy w pełni. Wszyscy prychają, kichają w rękaw, w powietrze albo… we własną dłoń. A nigdy nie wiesz, czy to właśnie dziecko nie ma akurat osłabionej odporności, wrodzonej wady płuc czy było wcześniakiem i byle wirus RSV wpędzi je do szpitala. I jeśli ktokolwiek twierdzi, że dwie minuty sam na sam z mydłem i wodą to zbyt wiele aby ustrzec dziecko przed infekcją, to sorry, ale chyba nie grzeszy empatią.

Żałosne jest to, że w XXI wieku matki zamiast martwić się tym, aby wychować swoje dziecko na ludzi, muszą walczyć z ciemnotą narodu jak jakiś cholerny Judym (który też nawoływał do mycia rąk). Ja nie zamierzam skończyć jak jego pacjenci i tym znajomym, którzy odmówili mycia rąk w mojej przytulnej łazience mówię stanowczo: „Nie dotykaj mojego dziecka brudnymi łapami!”