Kochamy swoje dzieci, co? Uwielbiamy je. Dobra dobra, przyznajcie się, że nieraz was ostro wkurzają. Ja się nie przyznam, a przynajmniej nie publicznie. Nawet ja i inni najlepsi rodzice pod słońcem nie potrafią jednak zachować pozorów, jeśli dziecko wytacza swoje najcięższe działo, mianowicie wpada na pomysł, żeby nas sprowokować. Może dwulatek nie ma jeszcze takich zapędów, ale już 4-5 latkowi może się zdarzyć. Ale czy na pewno zawsze dobrze oceniamy jego motywację?

Bo ocena tego, czy kilkulatek wylewając sok na kanapę patrząc nam prosto w oczy jest już prowokacją czy tylko niewinnym żartem, zależy tylko od… naszego samopoczucia. Na przykład gdy przyjdziemy rozanieleni z pracy potraktujemy to jako chęć poeksperymentowania i co najwyżej ze śmiechem pogrozimy paluszkiem. Ale jak po drodze z tej pracy wjedzie w nas auto i spowoduje stłuczkę, to to samo zachowanie syna czy córki stanie się punktem zapalnym do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Nasza reakcja jest więc współmierna do samopoczucia. Często, gdy mamy dobry humor, nawet nie reagujemy na dziecko, które wchodzi nam na głowę, zazwyczaj dlatego, że nie chcemy psuć dobrego nastroju w domu. Dziecko uczy się więc, że kiedy mama ma dobry humor, może pozwolić sobie na więcej.

Moja rada? Postarajmy się zwracać na dziecko baczną uwagę, zarówno wtedy, gdy mamy podły humor i gdy jesteśmy rozanielone. Postawienie granic i przestrzeganie ich nie jest takie trudne, a pomoże dziecku odnaleźć się w tym gąszczu rozchwianych emocji.

Czasem ciężko odróżnić, czy zachowanie dziecka jest faktycznie prowokacją. Trzeba na to uważać, bo czy nie jest irytujące gdy ktoś oskarża nas samych o celowe, perfidne zachowanie, a my wcale nie mieliśmy złych intencji? Niesłusznie oskarżone dziecko wyzwie nas – w najlepszym razie – od niesprawiedliwych i zatrzaśnie się w pokoju. Ale jeśli jednak stwierdzasz, że zachowanie dziecka jest faktycznie prowokacją (dostrzegasz jego niestosowność mimo swojego dobrego humoru), reaguj natychmiast, nie zostawiaj np. kary na wieczór, nie strasz ojcem. Masz prawo do werbalnego wyrażenia swojej złości, i zrób to. Powiedz głośno, dosadnie i krótko, wzmocnij gestami – klaśnięciem w dłonie, podparciem się pod boki, uderzeniem pięścią w stół. Nie analizuj jego zachowania – nie mów: „No i powiedz mi łaskawie, po co pomalowałeś ścianę farbami?”. Nie debatuj nad szkodliwością czynu, nad tym ile kosztuje malowanie albo nowa tapeta. Zamiast dociekać nad powodami takiego zachowania, powiedz, jak bardzo ci się nie podoba to, co robi. Mówienie o swoich emocjach to nie egoizm! Mowa tu o zwrotach, typu: „Denerwuje mnie, że… Boli mnie, kiedy ty… itd.”. Ponieważ mówi to o twoich osobistych uczuciach i emocjach, strona przeciwna nie może zaprzeczyć i powiedzieć „Wcale nie, nie czujesz tak”. Nikt nie może nam wyperswadować, że wcale nie czujemy tego, co powiedzieliśmy. Natomiast bardzo łatwo zaprzeczyć i nie zgodzić się, jeśli w kłótni używamy komunikatów typu: „Ty zawsze robisz to i to, Ty jesteś taki i owaki” albo używając gróźb (najpopularniejsze: „Poczekaj, wróci ojciec to ci pokaże!”) z których dziecko nic sobie nie robi bo wie, że nie niosą ze sobą żadnych konsekwencji. Stosowanie komunikatu nastawionego na własne emocje, dowodzi, jak blisko jesteśmy z dzieckiem czy partnerem – byle komu przecież nie powiemy, jak bardzo nas zabolało zachowanie drugiej strony. Nie ma nic złego w silnym uzewnętrznianiu swojego stanu emocjonalnego. Uderzenie pięścią w stół, mimika rodem z filmów Eisensteina jest wskazana, wszystko po to, żeby pokazać, jak bardzo nie spodobało nam się zachowanie dziecka. Wypowiedzi w formie „JA” mają jeszcze tę zaletę, że pomagają pozbyć się własnej frustracji. W końcu wiemy już, że nazywanie emocji osłabia ich moc ( „Dziwi zwierz kontra mama„)

A zastanawialiście się, dlaczego dziecko was czasem prowokuje? Powodów może być wiele: zrobiliście coś, co go zdenerwowało lub zasmuciło i chce was ukarać… Może chciałoby żebyście poświęcili mu więcej czasu… Może poczuło się czymś urażone, np. potraktowaliście go niepoważnie i po macoszemu? A nawet dziecko nie lubi być traktowane jak… dziecko. Można podsunąć mu dokładnie takie zapytania – może z którymś trafimy, a może po kolejnym nietrafionym dziecko samo powie, że powód był zupełnie inny?

I jeszcze szczególny rodzaj prowokacji: czy wasze dziecko czasem kłamie? Moje z każdym miesiącem robi się w tym lepsze. Pomijając kłamstwo, które rodzi się ze strachu (przed przyznaniem się, przed karą itd.), kłamstwo często ma na celu próbę zwrócenia na siebie uwagi przez dziecko. Często dzieci opowiadają coś szokującego. Córka znajomych próbowała wmawiać im, że w przedszkolu jedzą do każdego posiłku czekoladę… Takim zachowaniem dziecko bada naszą reakcję oraz subtelnie, kłamstwo za kłamstwem, przesuwa granicę naszej tolerancji. Dziecko wcale nie musi kłamać rodzicom. Dzieci często kłamią obcym albo członkom dalszej rodziny – nie należy się dziwić, bo w końcu nie znają dobrze tych osób i badają, na ile mogą sobie z nim pozwolić, tj. na ile on jest naiwny. Jeśli okaże się naiwniakiem, próbuje dalej, bo może będzie można coś więcej z nim ugrać niż z rodzicami – da batonik, chociaż mama nie pozwala, da poprowadzić auto chociaż tata się nie zgadza itd. Oczywiście jeśli kłamstwo nie ma znamion prawdopodobieństwa, to należy potraktować to z przymrużeniem oka. Zadawać dziecku kolejne, coraz bardziej nieprawdopodobne pytania aż do granic absurdu. Może się z tego stworzyć niezła opowieść. Ale zawsze należy okazywać dziecku niedowierzania, żeby nie czuło, że może kłamać dalej i dalej, bo wszyscy w to wierzą.

Jestem pewna, że nasze dzieci nie robią nam celowo na złość. Wiedzcie jednak, że dziecko odbija wszelkie zachowania rodziców: dobre, złe i te złośliwe też… Mam nadzieję, że ja się przed Lenką dobrze kamufluję… A jak wy radzicie sobie ze swoimi maluchami, kiedy próbują was na siłę wyprowadzić z równowagi?