Wiecie, że według zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia, owoce i warzywa powinny być składnikiem każdego posiłku naszych pociech? Jasne, że wiecie; pytanie czy wasze dzieci to wiedzą? Teoria to jedno, a w praktyce nie wygląda to już tak kolorowo. Pomimo sporej wiedzy na temat wartości dostarczanych organizmowi przez regularne jedzenie warzyw i owoców, poziom ich spożycia wciąż jest niższy od zalecanego przez lekarzy i dietetyków. O ile niektóre owoce są jeszcze przez dzieci tolerowane, to już warzywa u większości maluchów są na czarnej liście pt. „ Nie lubię. Nawet do mnie z tym nie podchodź”.

Nie wiem czy fakt, że Lenka lubi i chętnie je większość owoców i warzyw,  to przypadek czy efekt moich wcale niełatwych starań podejmowanych  od samego początku rozszerzania diety mojej córki. Owoce i warzywa pojawiają się w naszych posiłkach codziennie i śmiało mogę powiedzieć, że w naszym domu nie ma dnia bez sporej dawki witamin. Ale wiem, że nie każda mama ma wiedzę, czas i wystarczająco dużo cierpliwości, żeby wpajać dziecku dobre nawyki żywieniowe już od pierwszych miesięcy życia malucha. Zdaję sobie też sprawę, że wiele dzieci owoców i warzyw w ich naturalnej postaci po prostu nie lubi i nic tego nie zmieni. Wysiłki rodziców, próbujących znaleźć skuteczny sposób na swojego niejadka najczęściej spełzają na niczym; dlatego kiedy zostałam poproszona o przetestowanie sokowirówki Philips z kolekcji Avance, pomyślałam, że będzie to doskonała okazja  żeby pokazać wam, jak łatwo można rozwiązać ten problem.

Podobno około 90 % dzieci w wieku przedszkolnym nie lubi warzyw typu brokuł, szpinak, burak, cukinia. Ale już te same dzieci na pytanie „ Czy masz ochotę na sok? ” odpowiadają twierdząco. Dlaczego więc nie przemycić dzieciom tych nielubianych warzyw w postaci soku?

W ostatni weekend przetestowałam naszą nową sokowirówkę Philips. Podczas testów towarzyszyła mi Lenka i trzech przystojniaków: Staś, Filip i Nikoś.  Wszystkie dzieci ze smakiem wypiły  soki warzywno-owocowe, które im zaserwowałam. Zobaczcie sami:

A sokowirówka? Jak wszystkie urządzenia Philips, które mam w domu, w 100 % spełniła moje oczekiwania. Mimo iż nie miałam do tej pory sokowirówki, doskonale wiedziałam czego oczekuję od takiego urządzenia. Zależało mi, żeby po przygotowaniu soku nie marnować zbyt wiele czasu na mycie urządzenia.  Funkcja wstępnego czyszczenia i wysokopolerowane sitko to dwa największe zaskoczenia zafundowane mi przez sokowirówkę Philips. Po przygotowaniu soku myję sitko za pomocą gąbki a pozostałe części wkładam do zmywarki. Podoba mi się też, że producent pomyślał o zaoszczędzeniu mojego czasu nie tylko po przygotowaniu soku, ale też w trakcie.Duży otwór na owoce i warzywa  pozwala wrzucać je w całości, więc problem obierania, krojenia, sprzątania łupin i obierków odpada zupełnie.  Sokowirówka jest mała i estetycznie wykonana, dzięki czemu postawiona na kuchennym blacie, nie zajmuje dużo miejsca a na dodatek jest ozdobą kuchni. Jej użytkowanie jest bajecznie proste, co potwierdzają moi mali pomocnicy.

20140929-DSC_9412

20140929-DSC_9423

20140929-DSC_9448

KONKURS:

Nie mogłam oczywiście zapomnieć o was. Mam dla was konkurs, w którym do wygrania jest  sokowirówka Philips HR1869

Żeby wziąć udział w konkursie należy w komentarzu pod postem odpowiedzieć na pytanie ” Dlaczego sokowirówka Philips powinna trafić do twojej rodziny?”. Konkurs trwa od 7.10.2014 do 14.10.2014r. Wyniki ogłoszę do 19.10.2014 r. w tym poście.

20140929-DSC_9464

Sokowirówkę wygrywa Magdalena.

Gratuluję!

„Wstaję 6.30. Pół godziny przed Nim. NIe, nie żeby zjeść śniadanie i domalować sobie twarz – wstaję po to, by z suszarki znowu zdjąć swój ukochany wyciskacz do soków. Metalowe ustrojstwo pamięta chyba czasy mojej babci. Mogłabym jeszcze pospać. Nie muszę wcale wyciskać. Poprawka: nie musiałabym, gdyby On nie miał alergii na wszystko, co sztuczne i z kartonów. Mogłabym wcale nie dawać mu soku pomarańczowego na śniadanie. Mógłby pić mleko, ale nie może – ma alergię na mleko. Wapń czerpie więc z pomarańczy. Mogłabym dać Mu herbatę i zapomnieć na chwilę o wapniu – ale nie mogę, bo herbata wypłukuje żelazo. A żelazo rzecz najważniejsza – On ma do tego wszystkiego chroniczną anemię. Żelazo przepisane w kropelkach przez lekarza muszę więc podać mu z witaminą C. Rano wybieram sok z pomarańczy – najłatwiej wycisnąć. Do obiadu często wybieram sok z buraka – tego z kolei trę na tarce i masę wykładam na sitko – przez noc ładnie sobie ścieknie. Oprócz czasu poświęconego na tarcie, szorowanie rąk, mycie tarki, sitka i naczyń po soku, prawie nie ma z tym roboty. Wieczorem już nie będę go dręczyć – sok z jabłuszka, mała szklaneczka, tyle, żeby tylko syntetyczne żelazo lepiej się wchłonęło; kilogram jabłek ścieram szybciutko, w pół godzinki sok gotowy. Kocham mojego Synka i nie skarżę się nigdy. Mimo że jestem optymistką, to czasem nawet mnie brakuje sił – głównie w rękach. Lubię swoją rodzinę, choć składa się tylko z dwóch osób – mnie i Synka Nienawidzę tylko dwóch rzeczy na świecie – swojego wyciskacza do soków i swojej metalowej tarki. Jeżeli jest jakakolwiek szansa, by w końcu znalazły się tam, gdzie powinny (czyli w śmietniku), uczepię się tej szansy jak tonący brzytwy.”

Post powstał w ramach współpracy z marką Philips