Wycieczka z córką do sklepu z artykułami dla dzieci. Grzecznie mówimy dzień dobry, dziecko samo ściąga sobie kurteczkę i czapeczkę. Pozwala prowadzić się za rączkę, stoi posłusznie 15 minut przed półką z kolorowymi zabawkami. Rozumie, że dziś wybieramy coś dla nowonarodzonej córki jej cioci. Nie dotyka niczego, a nawet jej rączka nie wysuwa się w kierunku półki. W sklepie panuje przyjemna temperatura. Da się oddychać, jest przestronnie, niczego nie da się zrzucić łokciem. Przy każdej półce krzesełko – dla dziecka albo mamy, która chce obejrzeć przedmiot. Gdy szukam czegoś w innym kolorze, sprzedawca który tylko czeka z uśmiechem na moje skinienie, w podskokach przynosi mi to z zaplecza. I dodaje kawę…

Dobra, dość już tego czystego fantasy. Tolkien byłby ze mnie dumny. A teraz realia:

Dziecko wbiega do sklepu jak taran. Pędzi, nie rozpina nawet kurtki, czapkę rzuca mi pod nogi i mało nie wybijam sobie zębów, które suszę w kierunku sprzedawców w przepraszającym geście. Tak, będę chciała tu coś kupić. Tak, mam czterolatkę i zawaham się jej użyć. Zanim dojdę do interesującego mnie działu z kocykami i grzechotkami, zgarniam po drodze córkę i 7 różnych zabawek, które ściska pod pachą. Jestem tu 3 minuty i pod kurtką czuję, że pływam. W sklepie temperatura jak na Florydzie, nic dziwnego, bo sprzedawcy w T-Shirtach. Tzn. chyba, bo żadnego z nich nie widać.

Ciągnę dziecko, te zabawki (nie chciała odłożyć), pod pachą jej kurtkę (zrzuciła obok regału), odgarniam włosy z czoła. Spokój. Chillout. Oddech. Gdyby chociaż było czymś odetchnąć… Marzę o wodzie… Jest! Dystrybutor! Pędzimy: już wiem jak czuli się Staś i Nel gdy znaleźli oazę! Akurat. Znaleźli. Jest dystrybutor, ale: pusty/bez kubków/z urwanym kranikiem. Czuję się, jakbym ciastko lizała przez szybę. Z wrażenia zapominam, że przyszłam kupić prezent dla noworodka. Przy półkach na brak wyboru nie narzekam, a wręcz przeciwnie – wszystkiego jest tyle, że zupełnie nie wiem, co wybrać. Mimo że jestem mamą, to „za moich czasów” nie było połowy tych produktów.

Chętnie zapytałabym kogoś o zdanie, ale od dłuższej chwili szukam sprzedawcy – najpierw wzrokiem, aż w końcu wyruszam na poszukiwania. W końcu znajduję go ukrytego pomiędzy wózkami dziecięcymi. Może nie słyszy mojego „Przepraszam”, a może tylko udaje?.. Na moją prośbę sprawdzenia czegoś w magazynie cały się kurczy z bólu i patrzy błagalnym wzrokiem. Ale pod moim ciężkim spojrzeniem ustępuje i idzie. Wraca za kwadrans, co uznaję za sukces. Oczywiście nie ma tego, o co pytałam, ale właściwie… „O co pani pytała?”. Nie klnę, bo matce nie wypada. Wychodzę. Wracam – dziecko zostało. Wychodzę. Wracam – dziecko zabrało jakąś zabawkę. Wychodzę. Już nie wracam. Nigdy.

Ile takich wypraw za wami? Ile z nich naprawdę przypominało przedzieranie się przez Amazońską dżunglę z dzikim zwierzem u boku?

jak kupowac dla dzieciA może być tak pięknie. Możemy siedzieć albo leżeć, a jedyne miejsce, do którego musimy dojść do komputer. Możemy nie płacić za marketing, markę sklepu, obsługę przy kasie, bo wszystko to w tradycyjnych sklepach zawarte jest w cenie produktu. Nie musimy pytać o zdanie sprzedawcy, który zazwyczaj i tak nie wie, o czym mówi (trudno mu się dziwić, bo jest w zasadzie polonistą a nie handlowcem). Nie musimy przepychać się między półkami, a jedynym naszym zakupowym problemem będzie brak dostępu do internetu. Tak, jedynym, bo moja ostatnia wizyta w sklepie z produktami dla dzieci i zabawkami była naprawdę ostatnia. Pokochałam zakupy internetowe, którego komfortu nikt mi już nigdy nie odbierze (chyba że odetną mnie od wifi). Towar przynoszą mi do domu, a nie muszę martwić się, jak przywiązać łóżeczko i materac do dachu samochodu. I największa zaleta: mogę pytać, pytać i jeszcze raz pytać. Bo żaden super-sprzedawca, zdobywca premii miesięcznej i nagrody prezesa nie zastąpi mi opinii internautów, których jest tak dużo, że nie mogą się mylić.

ceneo produkty dla dzieciWniosek? Wybieram własny dom, wygodne krzesełko, komputer, spokój, komfort, dostawę prosto do domu (która przebiega szybciej niż moje bezowocne sklepowe wycieczki), możliwość wyboru spośród różnych sklepów, ustawienia preferencji wyszukiwania oraz sprawdzania, co kryje się w czeluściach magazynu bez błagania sprzedawców o pomoc. A wszystko to łączy Ceneo.pl. Teraz możecie sprawdzić, które z ich produktów ja wybrałam i poczytać, dlaczego. Stworzyłam te opinie specjalnie z myślą o takich zagubionych matkach jak ja. To moje subiektywne oceny, ale podobnych jest tam miliony. Dla mnie to argument nie do przecenienia.

Tego pragną rodzice! Najlepsze produkty dla dzieci

ceneo ladygugu tego pragna rodziceBluza, spodnie: Ronka (Mam dla Was kupon rabatowy na zakup bluzy ze zdjęć. Wystarczy, ze podczas zakupów w odpowiednim miejscu wpiszecie hasło LADYNAVI i  bluzę kupicie  15% taniej. )