Myślałam, że skoro jestem matką już od 5 lat, wiem na temat bezpieczeństwa dzieci wszystko. Guzik prawda! Mąż w 2 minuty za pomocą pewnego filmu uświadomił mi, że odkąd na świat przyszła nasza córka, popełniamy szereg błędów, które – co tu dużo mówić – w każdej chwili mogą zabić mi dziecko!

Bo, jak wiecie, wiosną, latem i jesienią dużo podróżujemy. Nie oszukujmy się jednak – dużą część wakacyjnego czasu spędzamy w samochodzie i okazuje się, że to właśnie tam czyha na nasze dzieci najwięcej zagrożeń. Zagrzybioną klimatyzacją czy fruwającymi przedmiotami zajmę się innym razem, a dziś o samochodowych fotelikach. Wiem, że błędy, które popełniają rodzice w związku z nimi były już wałkowane tyle razy, że każdy rodzic powinien chyba wbić sobie w końcu do głowy pewne sprawy. A jednak ja sama – jak się okazuje – po prostu zapomniałam, że w razie wypadku najbardziej narażone jest nasze dziecko i to my jesteśmy temu winni!

Zacznę od tego, że jeżdżąc po dużym mieście BEZ PRZERWY widuję uszczęśliwione rodziny z dwójką, trójką dzieci na tylnym siedzeniu. Ale w ogóle im nie zazdroszczę. Ja im po prostu współczuję, bo często żadne z nich nie ma fotelika! Maluchy 6-7 letnie ledwo przypięte pasami, choć chyba niezbyt ciasno, skoro nawet ja ze swojego auta dostrzegam, że praktycznie wiszą nad głowami swoich rodziców. Myślałam, że po tragicznym zdarzeniu, w którym trójka dzieci zginęła właśnie dlatego, że a) nie miały fotelika b) były zapięte pasami w zły sposób, dał dowód na to, że wypadki jednak chodzą po ludziach! Ja wiem, że fotelik to wydatek rzędu 400-500 zł, ale zważywszy na to, że to inwestycja na co najmniej 5 lat (w przypadku fotelików 15-36 kg nawet więcej), to tłumaczenie kwestiami finansowymi to chyba żywna kpina. Przecież chodzi o życie człowieka!

Oczywiście, możesz zafundować sobie używany fotelik. Ale z tym wiążą się też kłopoty. Po pierwsze, NIGDY nie wolno kupować fotelika z niepewnej ręki od obcej osoby. Dlaczego? Otóż fotelik w przypadku najmniejszej kolizji (nawet stłuczki przy 15 km na godzinę!) może ulec uszkodzeniu. Mikropęknięcia osłabiają jego konstrukcję, bo musimy pamiętać, że fotelik to tylko plastik i styropian. Po zderzeniu materiał odgniata się trwale i nie wraca do swoich kształtów, przez co słabo chroni twoje dziecko. Czy ono na pewno musi cierpieć przez twoją oszczędność?..

Wyjściem jest kupienie fotelika od znajomych, którzy chyba nie wcisną nam „bitego” modelu. Jednak tutaj musimy pamiętać, że nie każdy fotelik pasuje do każdego dziecka! Nawet w tym samym przedziale wagowym, nawet w obrębie jednego producenta, model fotelika może nie pasować na twoje dziecko, chociaż potomek twoich znajomych jeździł w nim wygodnie. Każdy fotelik ma bowiem inny układ, wysokość zamontowania pasów czy szerokość zagłówka. Dzieci z kolei różnią się proporcjami, masą ciała itd.

Dlatego fotelik bezwzględnie trzeba przymierzyć przed zakupem. Zapomnij, że możesz w ciemno kupić fotelik polecany na blogach, portalach itp., nawet, jeśli ma rewelacyjne wyniki w crash testach. Twoje dziecko może nie być w nim bezpieczne bo:

a) pas biodrowy po zapięciu zamiast leżeć płasko na górnej części ud, przechodzi mu przez brzuch (wiecie, co dzieje się wtedy ze śledzioną czy wątrobą w przypadku kolizji?!);

b) pas ramieniowy zamiast przebiegać przez środek mostka, biegnie mu przez szyję (tak, tam gdzie aorta…) czy zsuwa się z ramienia, czyniąc fotelik bezużytecznym;

c) zagłówek może być za szeroki i nie chronić właściwie głowy dziecka, przez co przy zderzeniu bocznym odłamki szkła wbijają mu się w twarz, a głowa lata jak bańka wstańka. Możesz temu zapobiec tylko w jeden sposób: przymierzając fotelik.

Moja pewna znajoma nigdy nie zapina pasów jako pasażer, za to naciąga je i trzyma ręką w razie kontroli policji, „tak, żeby wyglądało” (tak, mówiłam jej już, jakie to głupie…). Dlatego niezwykle ważne jest, żeby pasy w foteliku były tak mocno zapięte, jak się da. Sprawdzamy to prostym testem – poprawnie zaciągniętych pasów fotelika nie da się uszczypnąć. Jeśli zapniesz dziecko i wciąż możesz to zrobić, to znaczy, że są one za słabo naciągnięte.

Tak samo ważne jest, aby fotelik był poprawnie wpięty w samochód. Nie może poruszać się na boki czy do przodu. Jeśli wydaje ci się, że nie masz tyle siły, klęknij na nim jednym kolanem i dociągaj. Ja na szczęście korzystam obecnie z systemu Iso-fix, ale na początku zdarzało mi się wozić mojego niemowlaka w foteliku-nosidełku z zestawu „3 w 1”. Nie powiem, żebym szczególnie mocno go montowała, a już na pewno nie podnosiłam pałąka podczas jazdy. Nie wiedziałam, że ten pałąk w razie wypadku chroni dziecko w foteliku podczas dachowania.

I oczywiście popełniałam do niedawna ten sam błąd, co 90% rodziców: nie zdejmowałam córce kurtki przed zapięciem ją w fotelik. Moje tłumaczenie, że robiłam tak tylko na krótkich dystansach jest głupie, ale wiem to dopiero teraz. Dziecko w kurtce ma po prostu pod zapiętym pasem tak dużo luzu, że w przypadku kolizji nie trzymają one go ściśle w foteliku. Zresztą, zobaczcie co na ten temat mówi „guru fotelików”:

Na szczęście mąż kilka lat temu od razu uświadomił mi, że wożenie dziecka na przednim siedzeniu, nawet tyłem do kierunku jazdy, jest śmiertelnie niebezpieczne jeśli masz poduszkę powietrzną i nie możesz jej wyłączyć. Tego błędu akurat nie popełniłam, ale zobaczcie, co dzieje się w razie wypadku z dzieckiem, jeśli poduszka powietrzna się aktywuje (uwaga, drastyczne!):

Oczywiście, wożenie dziecka w foteliku montowanym tyłem do kierunku jazdy jest najlepszym rozwiązaniem. Sama jednak wybrałam tradycyjny fotelik montowany przodem – może trochę z przyzwyczajenia, może dlatego, że jest naprawdę świetnie dostosowany do Lenki i ma doskonałe wyniki w crash testach? Może też dlatego, że żaden sprzedawca  nie uświadomił mi, że w razie wypadku dziecko jadące tyłem ma największe szanse na przeżycie, bo siła odśrodkowa wciska go w fotelik, a nie z niego wypycha.

Ale wiem jedno: nigdy, przenigdy nie kupię w żadnym dyskoncie czy innym supermarkecie tzw. poddupnika, czyli podkładki, która ma podwyższyć twoje dziecko tak, aby można było zapiąć je zwykłymi pasami samochodowymi. To naprawdę najgorsze, najtańsze rozwiązanie – nie ma opcji, żeby udało ci się poprawnie ustawić pasy! Zazwyczaj będą więc biegły za wysoko lub za nisko, a pomyśl tylko, co dzieje się z głową twojego dziecka w przypadku zderzenia bocznego, czyli gdy ktoś wjedzie ci w drzwi!
Dużo tego, co? Ja popełniłam tyle błędów, że aż sama wstydzę się swojej niewiedzy. Na szczęście nic się nie stało, ale cóż… mogło.

Teraz zdaje się nie popełniam już żadnego – a jak jest u was? Macie poddupniki? Dobrze zapinacie pasy? A może – jak rodzina, którą wczoraj minęłam – macie fotelik, a wasze dziecko i tak skacze po całym samochodzie?..