Jestem matką. Blogerką. Kierowcą. Ostatnio tym coraz częściej, bo jak wiecie, jako rodzina nie jesteśmy typem kanapowo-telewizyjnym. Kochamy podróże, bliskie (choć wg niektórych Białka Tatrzańska to wiocha – zajrzyjcie do komentarzy tutaj), dalekie (Tropical Island też wiocha – takie Malediwy to byłoby już coś…). Ale jest kilka powodów, dla których niedługo zaszyję się w domu i nie opuszczę go dopóty, dopóki znowu nie poczuję się bezpiecznie na drogach. Jeśli myślicie, że wydarzyło się coś drastycznego, to od razu mówię, że nie. Na szczęście nie. Ale jeśli ci, którzy razem z nami poruszają się po drogach Europy, wkrótce się nie zmienią, to coś się w końcu wydarzy. Ale o tym za chwilę…

Jeśli śledzicie bloga, to wiecie z pewnością, że bierzemy udział w kampanii nowego Forda C-MAX. Wierzę, że wychodzicie z założenia, że dzień bez Ladygugu to dzień stracony i na pamięć znacie wszystkie posty, jednak pokrótce przypomnę o co chodzi. Jakiś czas temu ktoś wsadził nas w pięknego, nowego C-MAXa wyposażonego w najnowocześniejsze technologie, które miały nie tylko ułatwić nam podróżowanie, ale też zapewnić bezpieczeństwo… i ten sam ktoś wysłał nas na wakacje. Żyć nie umierać. Bardzo się nie broniliśmy, uzbrojeni w system Pre- Collision Assist, który pomaga uniknąć zderzenia z poruszającym się przed nami innym pojazdem lub pieszym, Inteligentny Tempomat i cały arsenał innych technologii wyruszyliśmy w naszą podróż. Byliśmy w Krynicy Zdrój i w Inwałd Parku, a na koniec zostawiliśmy sobie miejsce, które mamy dosłownie pod nosem… Jurę Krakowsko-Częstochowską.

20150709-DSC_7051
20150709-DSC_7055
20150709-DSC_7076
20150709-DSC_7093
20150709-DSC_7101
20150709-DSC_7115
20150709-DSC_7137
20150709-DSC_7029
Ale wszystko co dobre szybko się kończy. Nasza przygoda z C-MAXem dobiega końca. Mamy piękne zdjęcia, mnóstwo wspomnień, ale mamy też kilka obserwacji. Oto kilka powodów, dla których niedługo przestanę ruszać się dalej niż kilometr od domu:

Kierowcy samochodów, którzy:

NIE MYŚLĄ. A że ja niby taka inteligenta? Cóż, może przeciętnie, ale przynajmniej staram się patrzeć i kombinować. Jako matka musiałam w sobie wyrobić nawyk przewidywania. Na przykład takie równanie: obiad na kuchni + Lenka zaczynająca wspinać się na meble + jej szelmowski uśmiech = nieszczęście. No to podrywam się z kanapy i zanim ona zdoła dotrzeć do drzwi, ja już w nich stoję i kiwam, kiwam, kiwam paluchem. W przełożeniu na warunki drogowe: z daleka widzę, że długo pali się zielone, więc na pewno zaraz się zmieni. Nie zmusza mnie to do nerwowego deptania hamulca co 50 metrów (bo co tyle umiejscawia się światła…). Niestety, ci jadący za mną i ci na pasie obok myślą chyba, że kończy mi się paliwo, bo gdy tylko widzę światła z daleka nie dodaję jak oni gazu byleby tylko zdążyć. Bo przecież światło zawsze, ale to zawsze zmienia się złośliwie w ostatniej chwili. Kończy się to tak, że oni z rykiem silnika mijają mnie, patrzą przez szybę („bo to na pewno baba jedzie”), hamują w ostatniej chwili, bo jak się zagapią, to i nie zauważą, że już zmienia się światło i auta przed nimi stają. A w miejscu to tylko struś pędziwiatr potrafił się zatrzymać.

NIE ZWRACAJĄ UWAGI NA INNYCH KIERUJĄCYCH. Wiadomo już, że naklejki „Uwaga dziecko” nie działają w ogóle, szczególnie na bezdzietnych. Ale gdyby kierowcy czasem rzucili okiem na tył mojego auta albo jego wnętrze, to po ujrzeniu fotelika przestaliby robić skwaszone miny i dziwić się, dlaczego jadę 70/h, skoro jest znak „70”. Dziwna jakaś. Podobnie z jazdą prawym pasem. Skoro lewy służy do szybkiej jazdy, po co siedzą mi na ogonie, czasem bezczelnie mrugając światłami? Czy to moja wina, ze lewy jest zawsze zawalony, bo tych, co chcą jechać szybciej jest zawsze dwa razy więcej niż tych, co jeżdżą powoli? Czy to moja wina, że na lewym jest zawsze korek, a prawy (MÓJ!) jest pusty dzięki odpowiedzialnym matkom czy wysłużonym polonezom bez wspomagania?.. Czy to moja wina, że lubię szczerzyć zęby przez szybę mijając tych, co utknęli na lewym, SZYBKIM pasie?.. Jeśli mnie czytacie, Kierowcy Lewego Pasa, wiedzcie, że widzę, jak zerkacie na moją szczerząca się gębę kątem oka!

Ale nie wszyscy mają kąt oka. Szczególnie PIESI, którzy:

NIE ROZUMIEJĄ, ŻE O ZMROKU ZA CHOLERĘ ICH NIE WIDAĆ. Rzucają się wprost pod koła auta, którego trudno nie zauważyć skoro ma włączone światła. Nie tylko nie patrzą na drogę, ale nawet nie zerkają wspomnianym kątem oka. Ogólnie jestem za tym, żeby do łask wróciły dresy ortalionowe w neonowych kolorach i z odblaskowymi paskami na bokach a la Adidas. Obowiązkowo czterema. Albo prawo jazdy dla pieszych, bo to też umiejętność, bo skoro już włażą na ulicę, to muszą stosować się do przepisów, nie?

NIE WIDZĄ, ŻE IDZIE BABA Z WÓZKIEM. Bo niektórzy nie mogą się pogodzić z faktem, że chce wyprzedzić ich jakaś nieporadna mamuśka z wielkim wózkiem; gdzie niby tej matce ma się spieszyć skoro wychowuje dziecko? Kiedy byłam mamą wózkową, której od czasu do czasu się spieszyło, to miałam ochotę kupić rowerowy dzwonek i oznajmiać wszystkim tym, którzy udają, że nie widzą drepczącego im po piętach wózka, żeby przyspieszyli lub przepuścili. Z kolei sytuacja odwrotna, kiedy komuś za tobą spieszy się tak bardzo, że aż nie ma czasu powiedzieć „Przepraszam”, tylko syka i cmoka na ciebie i twojego ciągnącego się u nogi szkraba, który próbuje właśnie rozgryźć tajemnicę żywopłotu. A ty potem przez pół drogi wymyślasz, co tu odpowiedzieć szkrabowi który pyta, czemu ten pan tak dziwnie syczał…

Jeśli myślicie, że piszę to wkurzona, to się mylicie. Piszę to: zdegustowana, zniechęcona, rozżalona. Bo wiem, że to, o czym wspomniałam, to tylko kropla w morzu wspomnień, które ma każda matka wychodząca z dzieckiem z domu częściej niż raz w tygodniu i poruszająca się po mieście większym niż 1,5 tysiąca mieszkańców. Wniosek? Dobrze zrobiłam wyprowadzając się z wielkiego miasta. Prawdopodobieństwo spotkania innego kierowcy, pieszego czy współpasażera jest tutaj o wiele mniejsze niż spotkanie zająca czy sarny…

Przy powstawaniu tego wpisu nie ucierpiał żaden bezmyślny kierowca.

20150709-DSC_7140
20150709-DSC_7148
20150709-DSC_7152
20150709-DSC_7223
20150709-DSC_7332
20150709-DSC_7346
20150709-DSC_7349
20150709-DSC_7351
20150709-DSC_7360
20150709-DSC_7369
20150709-DSC_7381
20150709-DSC_7382
20150709-DSC_7409
20150709-DSC_7427
20150709-DSC_7437